EC1 Łódź: instytucja w (prze)budowie

1 października 2016

Zespół w składzie Jacek Gądecki, Agnieszka Anielska i Bogna Kociołowicz-Wiśniewska zakończył badania terenowe w EC1 Łódź – Mieście Kultury (dalej EC1). W związku z tym pragniemy podzielić się przemyśleniami „na gorąco”.

Badania okazały się sporym wyzwaniem logistycznym i przypuszczalnie bez wsparcia samej instytucji, (w szczególności Działu Zadań Komercyjnych i Wydarzeń EC1 Łódź, któremu jesteśmy serdecznie wdzięczni), nie podołalibyśmy temu zadaniu. Trudności wynikały głównie ze statusu EC1 jako instytucji w trakcie budowy. EC1 ma urozmaiconą ofertę, ale – poza stałym punktem programu w postaci pokazów w planetarium – działa impulsowo: organizuje pojedyncze festiwale („Transatlantyk” dla przykładu) i inne duże eventy (spektakl „Cyberiada”), imprezy branżowe („Promised Land”, który udało nam się nawiedzić) etc. Podejście zastosowane w filharmoniach nie mogło zdać tu egzaminu. Zamiast jednokrotnego, intensywnego wyjazdu zdecydowaliśmy się dopasować do rytmu instytucji i „nawiedzić” EC1 kilkakrotnie. Dzięki temu zobaczyliśmy jak instytucja pracuje „w dzień powszedni”, przy innej okazji przyjrzeliśmy się temu, jak wygląda premiera nowych pokazów w planetarium, kiedy indziej obserwowaliśmy wykorzystanie potencjału EC1 na potrzeby międzynarodowego festiwalu („Promised Land”). Udało nam się wreszcie zdobyć zaproszenie na imprezę typowo komercyjną organizowana dla dużego podmiotu korporacyjnego.

Osobny dzień poświeciliśmy w całości na przeanalizowanie i „obfotografowanie” przestrzeni EC1. Architektura robi wrażenie choćby samym swym ogromem. Pomimo kilku godzin, które spędziliśmy chodząc po budynku, jeżdżąc windami, zaglądając w różne zakamarki (zajrzeliśmy do biur, klatek schodowych, kominów, nie pominęliśmy również toalet i improwizowanych miejsc wypoczynku personelu), to obiekt był w stanie zaskoczyć nas czymś nowym nawet ostatniego dnia badania.

Ogrom przestrzeni może być zasobem, ale łatwo może stać się balastem: może budzić zachwyt lub zadumę, ale niewiele trzeba, by onieśmielał lub płoszył. Ta ostatnia reakcja była widoczna u części dzieci: pusta, zimna przestrzeń nie zachęcała ich do zwiedzania. Nie pomagał tu fakt, że otwarta przestrzeń ogólnodostępnego hallu EC1 nie została wypełniona punktami absorbującymi uwagę ludzi, zachęcającymi ich do jakiegoś działania, choćby snucia się.

Wiele mówiące było zachowanie ludzi odwiedzających cieszące się skądinąd wielką popularnością planetarium. Pomimo różnych wysiłków podejmowanych przez personel, EC1 było w stanie zatrzymać na swoim terenie ludzi przez maksymalnie 30 min. (przykładowo, jeżeli ktoś spóźnił się kilka minut na seans w planetarium, to nie był w stanie przetrzymać godziny do następnej projekcji). W większości przypadków pobyt zwiedzających na terenie po projekcji był znacznie krótszy: ludzie wychodzili z planetarium i byli „wyrzucani” przez schody automatyczne w objęcia wyjścia, robili sobie selfie na tle fasady, by potem nieśpiesznie opuścić teren.

Hall EC1 najlepiej daje się opisać jako nie-miejsce (Marc Augé). Działa jak poczekalnia lub przestrzeń tranzytowa charakterystyczna dla lotniska. Skojarzenie to potęguje otwartość, betonowa stylistyka, obecność schodów automatycznych, supernowoczesne elementy wykończeniowe w kolorze pomarańczowym, a nawet „lotniskowe” komunikaty, które dało się słyszeć podczas jednej z większych imprez.

Uderza różnica między hallem EC1 (częścią ogólnodostępną) a Halą Maszyn i innymi pomieszczeniami, które poza wybranymi imprezami można zwiedzać tylko z przewodnikiem. Niektórzy nasi rozmówcy krytykowali hall jako przejaw „kultury karton-gipsu”. Dla odmiany Hala Maszyn nie ma z nią chyba nic wspólnego, nie przypomina również w niczym lotniska. Każdy zwiedzający ją człowiek doceni wysiłek, jaki włożono w zachowanie przemysłowego dziedzictwa budynku (czerwona cegła, mozaiki, dźwigi). Identyczne odczucia budzi część budynku, w której ma się mieścić Centrum Nauki i Techniki (EC1 Zachód). Przykładowo, jedna ze ścieżek tematycznych wykorzystuje odrestaurowane wyposażenie starej elektrociepłowni. Z wielką przyjemnością słuchaliśmy opowieści pracowników o tym, jak starali się w istotny sposób wykorzystać najmniejszy choćby detal: począwszy od szafek robotników, przez stare gazety i różnego rodzaju „skarby” wykopane w toku rewitalizacji, na wielkich kotłach skończywszy. Problem w tym, że dostęp do najatrakcyjniejszych przestrzeni jest mocno ograniczony: instytucja zdaje się zazdrośnie skrywać we wnętrzu swoje największe walory architektoniczne i historyczne.

Trochę czasu zajęło nam zrozumienie specyfiki budynku EC1 Wschód: silnej reglamentacji dostępu do przestrzeni, pustki hallu płoszącego zwiedzających, nadmiarowości przestrzeni, której zapełnienie treściami kulturowymi personel okupuje niemałym wysiłkiem. Wszystko to jest bezpośrednim spadkiem pierwotnego projektu architektonicznego. Pamiętać musimy, że EC1 Wschód miało stanowić pierwotnie studio postprodukcji dźwięku, którego koncepcja zrodziła się w głowach Marka Żydowicza, Andrzeja Walczaka i Davida Lyncha. Jako taka miała być przestrzenią o mocno ograniczonym dostępie. Jedyną w pełni publiczną część budynku miał stanowić hall, który miał być zapełniony różnego rodzaju interaktywnymi kioskami zachęcającymi ludzi do działania (tzw. Jezioro Pamięci). Plany jednak nie doszły do skutku. Studio uznane zostało za projekt nierealny rynkowo. Budynek EC1 Wschód musiał jednak zostać na nowo przemyślany i w jakiś sposób wykorzystany, w innym wypadku ryzykowano zwrotem dotacji unijnej. Jak określił to jeden z naszych respondentów, instytucja miała wybór: albo kontynuować dotychczasową linię, co było równoznaczne z próbą realizacji zadania niewykonalnego, lub uratować co się da, nadając całości nowe funkcje i znaczenia. Zdecydowano się zatem na stopniowa, ale gruntowną translację (w rozumieniu Bruno Latoura). Jedynym bodajże elementem pierwotnego projektu budynku EC1 Wschód, który przetrwał do dziś jest planetarium. Być może zatem trafniej byłoby mówić o EC1 jako instytucji w przebudowie.

Są jednak rzeczy, których zmienić się nie da, a należą do nich twarde elementy infrastruktury. Pracownikom EC1 pozostało zatem opracowywanie zmyślnych sposobów na zapełnienie nadmiarowej przestrzeni znaczeniami i treściami kulturowymi. Najlepiej wysiłek ten można zilustrować pracą, jaką wykonuje jedna z osób specjalizujących się w oprowadzaniu ludzi po EC1. Każda taka wycieczka to nie tylko ćwiczenie z zarządzania tłumem, ale przede wszystkim ciężka praca narracyjna, poprzez którą przewodniczka usiłuje nadać znaczenie rożnym elementom budynku i jego otoczenia. Najlepiej widać to w momencie, gdy z dachu EC1 Wschód nadaje sens widokowi rozciągającemu się na wciąż nieukończony dworzec kolejowy Łódź Fabryczna. Nowe Centrum Łodzi prezentowane jest dzięki temu, nie jako plac budowy, ale nowa ziemia obiecana.