Po co badamy?

10 maja 2016

Bloga badawczego najlepiej otworzyć wpisem poświęconym przewodniemu problemowi. Co skłoniło nas do podjęcia niniejszego projektu?

Jako badacze od dłuższego czasu przyglądamy się sporowi wokół faktycznej roli i potencjału „aktywizacyjnego” nowych instytucji kulturalnych (NIK). Przez NIK rozumiemy instytucje kultury obmyślone, zaprojektowane i wybudowane lub przebudowane w dużej części ze środków UE. Zaliczamy do nich np. Filharmonię Gorzowską czy EC1 Miasto Kultury (szersze omówienie kategorii i dylematów definicyjnych to materiał na osobny wpis).

W spór wokół NIK angażują się przedstawiciele administracji (centralnej, regionalnej), akademicy, politycy, aktywiści trzeciego sektora i publicyści. Z grubsza można wyróżnić dwa obozy.

Pierwszy obóz skupia zwolenników poglądu, że spektakularne inwestycje w infrastrukturę kultury mają sens nie tylko z punktu widzenia samej kultury, ale także przez wzgląd na szerszy kontekst ekonomiczny i społeczny. Często pojawia się w tym kontekście przykład Bilbao: w 1997 roku w mieście tym zrealizowano projekt kompleksowej rewitalizacji przestrzeni miejskiej zakładający stworzenie wielu nowych obiektów w tym dziś już sławnego, wyróżniającego się architektonicznie Muzeum Guggenheima. Przyjmuje się, że właśnie te inwestycje infrastrukturalne przyczyniły się do przekształcenia prowincjonalnego baskijskiego miasta w światowe centrum kulturalne, jak również doprowadziły do powiększania ogólnego bogactwa regionu na zasadzie stymulowania wybranych gałęzi gospodarki. Wydaje się, że w przypadku NIK stworzonych w Polsce liczono właśnie na, choćby częściowe, powtórzenie sukcesu Bilbao. Ogólnie rzecz ujmując, scenariusze zakładające sukces instytucji à la Bilbao odgrywają istotną rolę w retoryce pierwszego obozu.

Drugi obóz, krytycznie nastawiony do inwestycji w NIK, utrzymuje, że o powtórzeniu sukcesu Bilbao w Polsce mowy być nie może. Według najbardziej nieprzychylnych interpretacji, NIK sprowadzają się do kosztownych budynków pełniących ukrytą funkcję „pomników” wystawionych sobie przez władze samorządowe „dbające o kulturę”. W myśl tej skrajnej interpretacji, obiekty tego typu powstają „na ugorze”, w lokalizacjach bez tradycji tworzenia dzieł kultury w danym „sektorze” czy „obszarze” i bez wykształconej, aktywnej publiczności. Według tych interpretacji NIK, nawet jeśli teraz nie generują wielkich kosztów, będą stanowiły ogromne obciążenie dla budżetów na poziomie lokalnym i centralnym w niedalekiej przyszłości . Według nieprzychylnych interpretacji nakłady na NIK nie tylko nie przyczynią się do stymulacji gospodarki, nie przyczynią się do wzrostu ogólnego poziomu kreatywności społecznej i powiązanego z tym rozwoju kreatywnych sektorów gospodarki, ale nawet nie przyniosą zmiany w obszarze zakresie  wyedukowania widowni czy wzorców konsumpcji kultury przez mieszkańców mających bezpośredni i łatwy dostęp do danych obiektów.

Zamiast zajmować stanowisko w sporze (nie taka jest nasza rola) czy szukać prawdy gdzieś pośrodku (co może być daremne, jako że w debatach tego typu prawda często leży zupełnie gdzie indziej) postanowiliśmy „wyjść w teren” i sprawdzić, jak radzą sobie różne NIK. Czy któreś spośród NIK działają jak aktywatory (kultury, gospodarki, życia społecznego)? Jeżeli nie, to czy w nieco innych okolicznościach poszczególne NIK mogłyby pełnić taką funkcję? Jeżeli rzeczywiście dochodzi do aktywacji, to czego ona dotyczy i na czym polega ten mechanizm? Być może nie uda nam się rozstrzygnąć toczącego się sporu. Jeszcze mniej prawdopodobne jest, że uda nam się zgromadzić materiał, który przemówi z równą siłą do przedstawicieli obu skrajnych interpretacji. Liczymy jednak na to, że dzięki naszemu badaniu odkryjemy jak w praktyce różnym aktorom udaje się wykorzystywać potencjał NIK by pozytywnie oddziaływać na szerszy kontekst społeczny. Być może nawet odnajdziemy jakąś polską wersję Bilbao.